Ex Machina (2014)

W życiu nie podejrzewałabym się o taką obsuwę kinową, jeśli chodzi o całkiem dobrą produkcję filmową do nadrobienia, ale oto jestem: kompletnie zawstydzona własną ignorancją (choć przysięgam, omawiana obsuwa nie ma z ignorancją absolutnie nic do czynienia). Przychodzę do Was dzisiaj z recenzją perełki, którą zapewne obejrzę jeszcze niejeden raz. Dla aestheticsów, architektury i przede wszystkim obsady kinowej…

Skoro o składzie aktorskim mowa, nadmienię tylko krótko, że przez cały dotychczasowy czas, od którego wiem o istnieniu tej produkcji (czyli od 2014, lol), byłam na 100% przekonana, że w jedną z głównych ról wcieliła się nie Alicia Vikander (którą swoją drogą uwielbiam za role w takich filmach jak: unowocześniona, zdecydowanie bardziej feministyczna wersja Tomb Raidera (2018), Testament of Youth (2014), Ingrid Bergman: In Her Own Words (2015), czy The Glorias (2020)), a Nathalie Emmanuel (którą możecie kojarzyć chociażby z roli Missandei w ekranizacji Gry o Tron HBO). Nie mam zielonego pojęcia skąd ten błąd osobowy - do twarzy aktorów i ich nazwisk mam naprawdę zadziwiającą w najbliższym otoczeniu pamięć - ale chyba na każdego czasem musi przyjść taki moment, w którym popełniacie gafę w dziedzinie jak dotąd imponująco Wam znanej (w moim przypadku scoutowa pamięć do tzw w świecie kinowego backstage - talentów). Dość jednak o myleniu aktorek, nie skupiajmy się na ich podobieństwie i genezie nic nieznaczącej gafy - przejdźmy do najważniejszego: filmu. 

Na IMDB ma całkiem niezłą ocenę - ponad 7 - a to oznacza, że przypadł do gustu zdecydowanej większości widzów. Wcale mnie to nie dziwi. Ex Machina to produkcja, która wpisuje się w estetyczne potrzeby i narratorskie rozwiązania dla klasycznego odbiorcy tzw. masówki. Nie da się ukryć, że jako publiczność masowa, lubimy oglądać ładne, nieskomplikowane i łechtające przewidywalnością fabuły  nasze ego obrazki, a takim dziełem zdecydowanie jest omawiany przeze mnie film Alexa Garlanda.

W przypadku Ex Machiny, pod każdym względem sprawdza się powiedzenie, że umiar ma znaczenie. To banalne dzieło, które do dziś bywa obiektem zachwytu wśród miłośników fantastyki, powstało przy użyciu ledwie 15 mln $, co - jak na możliwości Hollywood - jest budżetem dość banalnym. Skutkowało to ograniczeniem lokacji do praktycznie trzech (?), dzięki czemu sama historia nabrała dość jednowymiarowego charakteru. Kameralny thriller zamknięty w surowej, minimalistycznej scenografii przypomina raczej sztukę teatralną rozbitą na akty z ledwie czterema postaciami.

Jeśli lubicie psychologiczne thrillery, ale nie jakieś mocno skomplikowane, ten film został stworzony dla Was. Tematyka skupia się wokół futurystycznych odkryć, których egzystencja (w płaszczyźnie filmowej), prowadzi do zadawania pytań odnośnie definicji człowieka jako istoty rozumnej, posiadającej intelekt. 

Mamy tu obraz współczesnego świata - reżyser porusza problematykę gromadzenia oraz przetwarzania ogromnej ilości danych w sieci, wyścigu szczurów, relacji pomiędzy pojedynczymi jednostkami społeczeństwa, plasującymi się na różnych szczeblach rozwoju zawodowego. Jak na współczesny film przystało, nie mogło zabraknąć tu także wątku feministycznego, który w przeciwieństwie do najnowszych produkcji, nie jest jeszcze w Ex Machinie tak mocno wyczuwalny. Filmowa bohaterka może i jest obrazem kobiecej siły, jednakże motyw stereotypowej klamry znaczenia kobiecości wybija się tu na pierwszy plan. 

Bohaterowie Garlanda to postacie złożone, autentyczne, ciężkie do jednoznacznej oceny przez widza. Ich decyzje - podobnie jak w prawdziwym życiu - determinowane są przez wiele czynników. Towarzysząc im przez półtora godziny możemy na własnej skórze poczuć jak problematyczna może być relacja między twórcą, a dziełem i jak boleśnie nieprzyjemny bywa powolny proces popadania w obłęd. Reżyser w charakterystycznie mozolny dla siebie sposób otwiera przed nami kolejne obrazy, dając sporo przestrzeni i czasu na przepracowanie treści i wysnucie egzystencjalnych przemyśleń. Cichych, głębokich rozważań, do których czasami zdarza nam się dotrzeć podczas codziennej medytacji. Takim doświadczeniem nazwałabym bowiem oglądanie Ex Machiny. Medytacją. 




Komentarze