Pół żartem, pół serio (1959)

Totalnie nie spodziewałam się, że opublikuję tu mini-recenzję komedii Billy’ego Wildera z 1959 roku. Film miałam przyjemność oglądać w ramach zajęć o wdzięcznej nazwie, "Mistrzowie Kina" i gdy już owego kolosa przełknęłam, postanowiłam, ze nie ma innej opcji. Muszę o nim wspomnieć. Jest to produkcja warta polecenia w dzisiejszych czasach z wielu powodów. Jednym z nich jest chociażby fakt, że jako jeden z pierwszych w historii kina klasycznego, odważnie - jak na tamte czasy - promował szacunek do odmienności, dzięki czemu bezapelacyjnie zasłużył na miano ponadczasowego. 

Billy Warder drwi w swoim dziele z seksistowskich postaw i hollywoodzkiej maniery, którą widywali na wielkich ekranach nasi rodzice i dziadkowie. W filmie możemy odnaleźć szereg odnośników do biseksualizmu, problemu impotencji czy transwestytyzmu.  

Akcja „Pół żartem, pół serio” rozgrywa się u schyłku amerykańskiej prohibicji i opowiada losy dwóch muzyków jazzowych, w których role wcielili się aktorzy: Jack Lemmon (Jerry, kontrabasista) i Tony Curtis (Joe, saksofonista). Okoliczności losu sprawiają, ze bohaterowie zmuszeni są szukać nowego źródła zarobku - mało tego, aby pozostać przy życiu, musza niejako ukryć swoją tożsamość. W jaki sposób? Banalny i nikogo nie dziwiący dzisiaj, natomiast u schyłku lat pięćdziesiątych wciąż kontrowersyjny. Muzycy przebierają się za kobiety i dołączają do żeńskiej orkiestry, by uciec bandytom. 

Przebranie muzyków za kobiety, czyli tak zwany cross-dressing, nie było na tamte czasy popularne w amerykańskim kinie. Film powstał bez uzyskania zezwolenia Kodeksu Haysa, co w dalszej perspektywie poskutkowało jego ostateczną likwidacją. Widzowie okazali się jednak zachwyceni, a sama produkcja stała się hitem w całej Ameryce - okej, prawie całej. Z szeregu wybił się stan Kansas, w którym zabroniono pokazów, ze względu na to iż film wydawał się zbyt "niepokojący".

Wybaczono Marilym Monroe wpadki (sławna aktorka podczas nagrywania scen zapominała kwestii, dlatego reżyser musiał zdobyć się na sposób, aby uniknąć powtarzania scen - partie jej postaci wypisywane były na tablicach -  gdy dokładnie się przyjrzeć, można dostrzec jak Monroe wodzi oczami od lewej do prawej odczytując tekst przed sobą). 

Komiczne losy trójki spodobały się widzom na całym świecie, ale do Oscara nominowano tylko Jacka Lemmona. Nominacji film zdobył w sumie pięć. W 1960 roku produkcja otrzymała Złotego Globa w kategorii najlepszej komedii. Jack Lemmon i Marilyn Monroe zostali nagrodzeni Złotymi Globami, jako najlepsi aktorzy w komedii lub musicalu. 

Ciekawie jest zetknąć się ze swoistym pradziadem współczesnych show drag queen. Choć może poprawność językowa winna narzucić mi określenie prababcią? Pytam pół żartem, pół serio. 

Komentarze